Recenzja filmu

Desperaci (2000)
Christopher McQuarrie
Ryan Phillippe
Benicio del Toro

Klęska urodzaju

Co otrzymamy, jeśli weźmiemy: -scenarzystę, który już na początku kariery odniósł jeden z największych osiągalnych sukcesów, z pełną możliwością wyrażenia się dzięki debiutowi w funkcji reżysera,
Co otrzymamy, jeśli weźmiemy: -scenarzystę, który już na początku kariery odniósł jeden z największych osiągalnych sukcesów, z pełną możliwością wyrażenia się dzięki debiutowi w funkcji reżysera, -dużą grupę znanych, cenionych aktorów, -wielowątkową opowieść kryminalną, -dużo twardych mężczyzn i nabitych spluw, -kobietę w ciąży, -pajęczynę ukrytych celów i powiązań? Nasuwa się odpowiedź "przebój" albo "dzieło"? Ależ nic bardziej mylnego. Poprawnym rozwiązaniem zagadki jest słowo "mętlik". McQuarrie chyba przecenił swoje możliwości i talent. Naszpikowana gwiazdami i - co za tym idzie - postaciami "Droga broni" (synonim: "Desperaci"...) to masa huku o nic. Dosłownie i w przenośni. Ilość postaci, z których każda ma najwyraźniej wiele do powiedzenia o sobie, aż się prosi o serial. Film fabularny wymaga albo głównych bohaterów w określonej, niewielkiej ilości albo umiejętności ich przedstawienia za pomocą wszelkich dostępnych środków. Tymczasem w "Way of the Gun" jest kilkanaście osób, z których każda w zasadzie tylko mówi, mówi, mówi... Ich twarze wyrażają tyle, co antyczne maski - Ryan Philippe (Parker) jest groźny, Benicio delToro (Longbauth) zamyślony, Taye Diggs (Jeffers) profesjonalny, Scott Wilson (Chidduck) wściekły, Dylan Kussman (Painter) współczujący a Juliette Lewis (Robin) najwyraźniej dopiero wstała i nie zdążyła doczytać scenariusza, bo sama nie wie, co gra. Zdolnych skądinąd aktorów zniszczyło z jednej strony rutyniarstwo, z drugiej zaś ledwie nakreślone rysy psychologiczne postaci. Przykład? Główni bohaterowie w pierwszej scenie, w bijatyce na parkingu uderzają dwie kobiety, w związku z czym rzuca się na nich cała reszta towarzystwa. W następnej podczas oddawania spermy wdają się w dyskusję o homoseksualiźmie i nekrofilii z recepcjonistą. I nagle, ni z tego ni z owego wpadają pod gabinet lekarza i wymachując spluwami porywają ciężarną dziewczynę. Inną postać poznajemy, gdy z obszernego worka wyciąga kolejne pistolety i przykłada je sobie do skroni, drugą zasłaniając ręką. Chce się zabić? Bawi się? Nie wiemy, bo w pewnej chwili przyjmuje pracę i już do końca filmu do kwestii bawienia się gnatem nie wraca. Wielowątkowość mogłaby być zaletą - gdyby wątki były niejasne, pozostawiały pytania. Tymczasem dowiadując się o czyichś sekretnych zamiarach, poznajemy od razu całość problemu. I aż do końca filmu nic się w tych kwestiach w zasadzie nie zmienia. Emocje mogloby też budzić to, czy głównym bohaterom się uda. Tylko... komu ma się udać w zasadzie? Który szkic postaci obdarzyć największą sympatią? Każdy ma brudne zamiary, jest zły, oszukańczy i egoistyczny. Każdy też jest ledwie muśnięty. Także film leci od strzelaniny do strzelaniny. Jest ich dużo i przez długo. Przy użyciu zwykłych pistoletów, shotgunów, broni półautomatycznej, automatycznej oraz snajperskiej. Z samochodami i pieszo, w pomieszczeniach i plenerze. Strzelają bandyci, porywacze, torbiarze, ochroniarze, policjanci a nawet jeden Meksykanin. Mało ambitnie? Nie szkodzi - gdyby nie to, postacie gadałyby i gadały aż do zanudzenia ostatniego widza w kinie bądź przed telewizorem. Z seansu "Desperatów" można w zasadzie wynieść tylko jedno. Mianowicie wniosek, że zbyt szybki sukces, jakim niewątpliwie był Oscar za scenariusz fenomenalnych "Podejrzanych", niesie dla twórcy więcej szkody niż pożytku. Różnica poziomów między tymi dwoma filmami nie tyle zaskakuje, co wręcz smuci.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gwiazdorska obsada, mnóstwo krwi i przemocy i debilne dialogi, czyli <b><a href="fbinfo.xml?aa=11561"... czytaj więcej
Ewelina Nasiadko

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones