Tak świeżo po seansie. Po pogłębienia wydarzenia Rewolucji kubańskiej, zainspirowała mnie gra Boiling Point: Road To Hell (polecam każdemu, świetny FPS, klimat Ameryki Płd, Partyzanci z Che Guevarą na sztandarze, mafia, skorumpowany rząd i bohater z Francji, szukający córki w tym piekle). Przeczytałem również książkę Jeana Corniera o Che i postanowiłem sprawdzić ten tytuł. Jestem pod wrażeniem. Najtrudniejsze wątki to dobranie bardzo dobrego aktora do roli Ernesto oraz przedstawienie historii w miarę oglądalny sposób. Benicio Del Toro jest ekstra aktorem, podobnym do Ernesto, i chyba sympatia sprawiła, że jarałem się jego grą cały film. Pochwały również dla aktora grającego Camilo - świetna kreacja. Fidel również został dobrze zagrany, ale czegoś mi brakowało. To był bardzo pewny siebie przywódca, twardy barbudo, a kreacja w filmie nie zachwyciła mnie na sto procent, aczkolwiek była dobra. Może przy drugim podejściu się przekonam.
Dobrze przedstawiona rewolucja, walki w dżunglach i miastach, sporo anegdot i cytatów, przedstawienie jak ten marksistowski ruch działał i funkcjonował, jakie miał zasady, jak organizował partyzantkę - miazga.
Na pochwałę również muzyka - pół na pół południowo amerykańska + taka klimatyczna. Zabrakło mi więcej tej latynoskiej.
Troszkę za mało tego wstępu. Ja wiem, że film nie miał opowiadać o początkach Ernesto, kształtowaniu się jego poglądów i patrzenia na świat, ale te dodatkowe 10 minut by nie zaszkodziło np. wizyta w kopalni z przyjacielem Alberto i rozmowa z "upośledzonymi" pracownikami. Mógłby być też moment poznania z Fidelem, trochę pokazania rodziny i żony z dzieckiem... No i na koniec mogli pokazać jak partyzanci wjeżdżają do Hawany i dać w tle jakąś rewolucyjną pieśń. To by urwało cztery litery. Za to wszystko dałbym dychę, ale i tak film mi się bardzo spodobał. Musze jeszcze obczaić Boliwię :) Polecam każdemu zainteresowanemu tematyką i postacią Ernesto.